3 medale judoków na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży w Judo – Białystok 2025
Cóż za wieści z Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży w Judo – Białystok 2025!...
Od trzech lat, jako asystent pierwszego trenera, pracuje w Wiśle Kraków. Wcześniej szkolił juniorów w Mazurze Karczew, tworzył podstawy akademii Zagłębia Lubin, a w reprezentacji Polski odpowiadał za analizę przeciwnika. Dziś Akademii Wisły przygląda się nie tylko z perspektywy trenera, ale również rodzica. W rozmowie z nami Marcin Broniszewski porusza między innymi problemy z jakimi stykają się młodzi zawodnicy przechodzący z juniorów do seniorów. – Myślę, że generalnie ludzie nie są na to przygotowani w wielu dziedzinach życia. Nawet jeśli się ostrzega, że będzie tak i tak, to młody odpowiada: „e, co ty gadasz?”. Dopiero jak się ktoś z tą sytuacją styka, to nabiera się tej świadomości i stwierdza „o kurczę, faktycznie” – mówi.
Można powiedzieć, że drużynie, która zdobyła mistrzostwo Polski juniorów w seniorskiej piłce nie wyszło?
– Ja bym nie powiedział, że im nie wyszło, bo chyba jest za wcześnie by to stwierdzić. Mamy kilku reprezentantów tych roczników w pierwszym zespole, powoli pracują by wejść do piłki seniorskiej. I myślę, że ich czas nadejdzie.
No tak, ale część z nich wylądowała w zespołach drugo-, a nawet trzecioligowych.
– Mówimy o zawodowej piłce, a ich kariery się jeszcze nie zakończyły. Bieg karier jest różny dla każdego. Jedni po juniorach „wjeżdżają” do pierwszego zespołu i od razu grają, inni potrzebują się ogrywać w niższych ligach – to jest indywidualna sprawa każdego zawodnika który się rozwija. Każdy ma inne tempo rozwoju oraz możliwości, poza tym zapotrzebowania zespołu zawodowego jest różne i głównie to determinuje, że jedni grają, a drudzy nie.
Czy na przestrzeni kilku lat wprowadzanie juniorów do pierwszego składu się zmieniło? Wydaje się, że teraz zawodnicy mają nad sobą tak zwany parasol ochronny.
– Trudno mi powiedzieć, czy istnieje coś takiego jak parasol ochronny. Naturalnie tych młodych ludzi trzeba umiejętnie wprowadzać. Nie jest to łatwe zadania szczególnie w dużych klubach, gdzie wynik jest najważniejszy.
Patrząc na przykładzie Wisły widać, że ofensywni zawodnicy z juniorów są filigranowi. Jest to problem w seniorskiej piłce?
– Nie ma znaczenia, ponieważ większość trenerów kieruje się tym, żeby umiejętności piłkarskie były na odpowiednim poziomie. Oczywiście, te wartości fizyczne mają znaczenie, ale nie determinują wszystkiego.
Jeden z trenerów mówił nam, że jego drużyna świetnie funkcjonowała jako całość, ale wyjęci z niej zawodnicy nie potrafili się potem w innych zespołach odnaleźć. Czy podobnie może wyglądać to w przypadku tego rocznika?
– I to jest dodatkowy problem w szkoleniu. Być może tak było, ja nie chcę tego stwierdzać, bo nie pracowałem z tą drużyną, nie wiem jak była tworzona. Ale jest to istotne, bo niejednokrotnie przywykliśmy do tego, że tworzymy drużynę, bo chcemy wygrywać, natomiast nie skupiamy się na tym, by wyłaniać najzdolniejszych i zajmować się nimi.
Czy młodzi zawodnicy wchodzący do pierwszego zespołu zdają sobie sprawę z przeskoku, jaki ich czeka?
– Myślę, że generalnie ludzie nie są na to przygotowani w wielu dziedzinach życia. Nawet jeśli się ostrzega, że będzie tak i tak, to młody odpowiada: „e, co ty gadasz?”. Dopiero jak się ktoś z tą sytuacją styka, to nabiera się tej świadomości i stwierdza „o kurczę, faktycznie”. Trenerzy ostrzegają, przygotowują, bo moje środowisko jest już coraz lepiej przygotowane, szkoleniowcy są coraz bardziej świadomi tego całego procesu i problemów jakie za nim idą.
Z czego to się bierze?
– Wydaje mi się, że ze zwykłej natury ludzkiej. Czasami może nawet z takiej pychy. Młodzi ludzie inspirują się takim Robertem Lewandowskim, ale widzą tylko wierzchołek góry lodowej, czyli to gdzie on obecnie jest.
Ma trener na to jakiś sposób?
– Kiedyś brałem udział w konferencji pt. „Jak rozbić szklany sufit?” i tam powiedziałem, że my skupiamy się w znacznej części na kształtowaniu umiejętności piłkarskich, taktycznych, a zapominamy o psychologii – to też jest proces treningowy i można go zaplanować. Tak jak planujemy, że najpierw nauczysz się kontroli nad piłką, potem podań, później zwodów, itd. Wydaje mi się, że to jest zaniedbane i stąd mogą się brać problem z chłopcami, którzy dorastają, muszą przejść na drugą stronę barykady lub mieć świadomość, jak dużo pracy trzeba wykonać i być wytrwałym, zdeterminowanym by trafić na szczyt jak Robert.
Czyli psycholog u młodego chłopaka to normalna sprawa?
– Określenie psychologa sportowego jest odbierane różnie, bo traktowane jest, jakby ktoś miał problemy ze sobą. Teraz mocno rozpowszechniona jest rola trenera mentalnego, wydaje mi się, że z tego typu pomocy warto korzystać, nawet jeśli ma się trenera który posiada odpowiednie możliwości i umiejętności to warto z tego korzystać.
Jest jakiś sposób wprowadzania młodych zawodników do pierwszej drużyny? W FC Nantes dwóch wyróżniających się na turnieju piętnastolatków trafiło na treningi pierwszego zespołu, podobny przypadek mieliśmy w Bayernie Monachium.
– Podaliście przykłady krajów, które są piłkarskimi potęgami. U nas trochę inaczej się to robi, mówiąc ogólnie: trafiają nam się zdolni, utalentowani chłopcy, ale tego raczej się nie praktykuje. Chociaż zdarzają się takie przypadki, ja pamiętam w Lubinie, trener Smuda zapraszał piętnastoletniego Zielińskiego – on nie musiał trenować z nami cały tydzień, przychodził na wybrane jednostki, wziął udział w sparingu, strzelił nawet bramkę.
Jaka jest rola trenera asystenta w przypadku juniorów?
– Naszą rolą jest wspierać tych młodych ludzi, bo oni tego potrzebują. Gdy zmieniają środowisko to trzeba im pomóc, żeby się czuli dobrze i przestrzec, żeby nie popadali w samozachwyt i nadmierną euforię, bo to czasami prowadzi do złego. My często przygotowujemy ich od tej strony, ponieważ talent pod względem sportowym spokojnie można dostrzec.
Zdarzały się ekstremalne sytuacje, że zawodnik w dorosłej szatni się nie odnajduje?
– Ja sobie takiej sytuacji nie przypominam, ale może się coś takiego zdarzać, bo tego, co się dzieje w głowie człowieka nie da się zbadać. Natomiast ja takiego przypadku nie miałem. Potrzeba czasu, żebyśmy byli w stanie ocenić, kto sobie da radę. Natomiast umiejętności techniczne u nich widać.
Najzdolniejszym juniorom należy rzucać kłody pod nogi?
– Tego określenia użyłem, aby w procesie treningowym ukierunkowanym na rozwój i mentalność, patrzeć jak taki młody piłkarz reaguje. Jako młody trener nie kreowałem takich sytuacji, ale myślę, że warto to robić. Nie odsuwać tych kłód, a pomagać je pokonywać. Bo później seniorska piłka to permanentne pokonywanie trudności, rywala albo tego co się dzieje na zewnątrz, czyli media, splendor, sława.
Kontakt z mediami to też jest taki drażliwy problem.
– Nie są gotowi i to jest kolejny element, który powinien być w całym procesie uwzględniony zwłaszcza jeśli mówimy o chłopcach, którzy mają szansę stać się zawodowcami. Życie z mediami wpisało się mocnymi zgłoskami w piłkę nożną i trzeba się z tym pogodzić oraz umieć się w tym odnaleźć.
Należy ich od jak najmłodszego wprowadzać do tego?
– Jeśli to jest odpowiednio przygotowane i ma służyć na korzyść tych ludzi, to jak najbardziej.
Jaki jest element taktyczny lub techniczny w którym juniorzy najbardziej odstają od seniorów?
– Powiem za siebie: gdy prowadziłem młodzieżowe zespoły skupiałem się na atakowaniu. Liczyło się rozwijanie umiejętności technicznych, a nie ukrywam, że gdzieś na bok schodził aspekt gry defensywnej, nawet w kontekście rozwoju indywidualnych umiejętności. I na to trzeba zwracać uwagę, bo sam się złapałem na tym, że w grach 1 na 1 motywowałem tego ofensywnego gracza. Myślę, że nie jestem wyjątkiem, sporo trenerów skupia się na rozwoju gry w ataku. I wielokrotnie zdarza się, że chłopcy, którzy przychodzą do piłki seniorskiej mają niedociągnięcia w defensywie. Patrząc na Wisłę to też jest związane z jej stylem gry praktycznie od początku jego istniena, ale warto poświęcić temu tematowi czas.
A jak jest z kreatywnością z przodu?
– Jestem w Krakowie trzeci rok i czasami chodzę na treningi w Akademii i widzę, że jest bardzo dużo zdolnych młodych chłopców, którzy dobrze rokują.
Czy w przypadku rozgrywek juniorskich problemem jest ich system? Wielu trenerów oraz zawodników skupia się na tym, aby wygrywać, a rozwój jest mniej ważny.
– Generalnie naturą człowieka jest podejmowanie rywalizacji i wygrywanie, natomiast już teraz to będzie determinowało w jakim kierunku będziemy szkolić młodzież. Wiadomo, że już teraz to wygląda tak, że grają 4 na 4, później po pięciu, siedmiu czy dziewięciu. To już będzie sprawiało by odpowiednio szkolić, bo grają na mniejszej przestrzeni i nie da się wygrywać meczów w takich kategoriach wiekowych jednym kopnięciem. Trzeba odpowiednio piłkę przyjąć, by ją szybko rozegrać i w taki sposób zdobywać bramki.
Zwycięstwo za wszelką cenę jest złe?
– Tak, ponieważ to nie jest ukierunkowane na ich rozwój. Wiem, że trenerzy chcą wygrywać, sam pracowałem z młodzieżą i chciałem wygrywać, tylko sposób osiągnięcia wyniku jest istotny. Biorąc pod uwagę to, że pracujemy z młodymi ludźmi, którzy mają talent i musimy go rozwijać. Uczyć gry w piłkę nożną, po to aby nabywali odpowiednich umiejętności, panowania nad piłką, myślenia taktycznego. To jest proces długotrwały i złożony, to nie jest na pstryknięcie palcami. „Murowanie bramki” u szesnastolatków jest sposobem na osiągnięcie wyniku. Nabywają pewną umiejętność taktyczną i to wykorzystują. Natomiast jeśli chodzi o dziewięcio- czy dwunastolatków nie jestem za takim uczeniem gry w piłkę.
Jak zapatruje się trener na transfery młodzieżowców?
– To było, jest i będzie. Tego się nie zmieni. Będą transfery, będą najlepsi gdzieś wyfruwali, jednym wychodzi to na dobre, drugim nie. Są to decyzje tych młodych zawodników, pewnie też rodziców, którzy o tego chłopaka dbają, agenta. Jeśli się powiedzie, to taka decyzja była słuszna, a jeżeli nie, to też nie ma co mówić o końcu świata. Trzeba umieć z takiej sytuacji wyjść.
Najlepsi odchodzą, a później musza walczyć o swoją pozycję w innym klubie. Który piłkarz jest bardziej wygrany: ten, który jest gwiazdą w każdym roczniku czy ten, który ciągle goni i dopiero później wchodzi na górę?
– Nie odważę się, żeby stwierdzić, który model jest lepszy, bo znam przykłady z obu modeli, którym udało się odnieść sukces. Rywalizacja służy, bo to są te codzienne kłody pod nogami, bo trzeba być mentalnie przygotowanym. Nie tylko, że sobie zagram w niedzielę mecz, ale też od poniedziałku do soboty będę konkurował z kolegą by znaleźć się w pierwszym składzie.
Spotkał się trener z przypadkami samozadowolenia wśród młodych zawodników?
– Było kilku takich chłopców. Był w Zagłębiu taki zawodnik, Kornel, z rocznika 1993. Wywijał w każdej reprezentacji młodzieżowej, zapowiadał się kapitalnie. Nie osiągnął jednak nic znaczącego, bo za szybko zbierał laury i również z tego powodu nie powiodło mu się. Później jeszcze jakieś inne czynniki miały wpływ. Teraz bawi się w amatorską piłkę, ale umiejętności piłkarskie miał ogromne, jednak być może charakter nie pozwolił mu wskoczyć na wyższy poziom.
Takiego zawodnika da się jeszcze, mówiąc kolokwialnie, naprostować?
– To właśnie zależy od charakteru i środowiska. Jeśli masz kryzys, małe niepowodzenie, ale masz wsparcie wśród bliskich to wrócisz na właściwe tory i możesz stać się kimś wielkim. To jest długotrwała praca.
W karierze piłkarza przychodzi taki moment, że albo wybija się ponad chmury, albo zostaje przeciętniakiem. Jak asystent trenera pierwsze zespołu może pomóc w takiej sytuacji?
– Myślę, że tak samo jak pozostali członkowie sztabu szkoleniowego oraz środowiska, jakie tworzymy. To jest codzienny trening, codzienne rozmowy oraz chęć niesienia pomocy takim zawodnikom. Po pierwsze, takim ludziom należy poświęcić czas pod względem zawodowym, żeby nabywali umiejętności oraz kierować nimi, podpowiadać, często rozmawiać na temat różnego rodzaju zjawisk i problemów, które tych ludzi dotykają. Ja staram się ich słuchać i ukierunkowywać, bo to jest rola każdego trenera. Jak się im poświęca czas, to dopiero wtedy można coś od nich wymagać.
Młodzi zawodnicy są bardziej świadomi teraz niż kilka lat temu?
– Na pewno ta świadomość się zwiększa, w mojej ocenie to jest naturalne. Jest coraz więcej możliwości aby dowiedzieć się, jak powinien się prowadzić zawodowy piłkarz. Młodzi ludzie starają się z tego korzystać, jednym wychodzi to dobrze, drugim gorzej. Czasem się zdarza, że ktoś ma chwilowy zapał i po jakimś czasie wraca do swoich nawyków i przyzwyczajeń, i jego życie się toczy.
Zawodnicy są chętni do rozmowy?
– Oczywiście, ja wychodzę z założenia, że to ja wychodzę do nich, staram się z nimi komunikować ich młodzieżowym językiem, a nie oczekuje tego, żeby oni próbowali rozmawiać ze mną jako dorośli ludzie. Ja już ten wiek przeżyłem, wiem co oni myślą, wiem jakie mają marzenia i uważam, że łatwiej jest gdy ja zejdę do ich poziomu, niż żeby oni za wszelką cenę starali się rozumieć mnie.
To chyba dobrze, że starają się rozmawiać.
– Bardzo cenię otwartość młodych ludzi, że podejmują wyzwanie i starają się rozmawiać o swoich problemach, bo to jest najważniejsze. Chętnie wymieniają poglądy.
Często się zdarza, że trenerzy zmieniają zawodnikom pozycje na boisku. Do którego roku jest to przydatne?
– To się bardzo zmienia, jest to pochodna tego jakie są tendencje na świecie. Był taki czas, że mówili żeby szkolić uniwersalizm, aby zawodnik mógł się odnaleźć na kilku pozycjach. Wcześniej była taka teoria, że specjalizujemy zawodników na daną pozycję. Ktoś był prawym obrońcą i umiał grać tylko na tym odcinku. Czesi w tym kierunku zawsze dążyli. Później pojawiła się Barcelona i zaburzyła to wszystko, wtedy zaczęły się tendencje do szkolenia uniwersalnego. Myślę, że i jedno i drugie jest dobre i trener musi mieć „czutkę”, żeby umiejętnie wykorzystać zawodnika. To się będzie zmieniało na przestrzeni lat.
Problemem jest to, że u nas zawodnicy nie wychodzą jak z fabryki?
– My mamy akademię, ale brakuje jeszcze nakreślonego planu szkolenia od A do Z, połączonego z odpowiednim naborem i doborem do dyscypliny. Na przykład: do obrony bierzemy tylko zawodników z określonymi cechami fizycznymi, a potem go szkolimy piłkarsko. Dzięki temu przez lata moglibyśmy produkować klony. To jest problem, bo to nie dotyczy tylko Wisły, ale również Legii czy Lecha.
Współtworzył pan akademię Zagłębia?
– Dostałem zlecenie, aby stworzyć podwaliny pod to co dzisiaj się tam dzieje. Wydaje mi się, że udało się to zrobić dosyć dobrze, bo jak patrzę teraz na Lubin, to jest to spójne z tym co zostało przygotowane. Oczywiście, to było dalej rozwijane i kontynuowane, nie chcę sobie przypisywać jakiś zasług, ale cieszę się, że małą cegiełkę do tego dołożyłem. Największy plus jest taki, że powstała baza i teraz ci chłopcy którzy chcą grać w piłkę mają kapitalne warunki, aby się rozwijać.
Łączy pan dwie funkcje – trenera oraz rodzica. Podchodzi się do sprawy inaczej?
– Staram się odciąć od tego, najbardziej odpowiada mi rola obserwatora. Ja się tylko przyglądam i nie wchodzę w niczyje kompetencje.
Idealne podejście?
– Ja mogę mówić za siebie, mi jest z tym dobrze. Zresztą sam byłem świadkiem, że rodzice w Rosji nie mają wstępu na treningi i jest to optymalne rozwiązanie.
Więc trener szkoli nie tylko dzieci…
– Trenerzy oraz klub muszą o to dbać i być rygorystyczni pod tym względem. Nie można dopuścić rodziców aby aż tak byli zaangażowani w proces edukacji piłkarskiej. Jeżeli tutaj są tacy to czemu nie idą do szkoły pouczać nauczycielkę polskiego? Problem polega na tym, że rodzice płacą składki i są roszczeniowi przez to. Myślą że mogą wymagać i decydować gdzie chłopak ma grać. Nieprawda, płacą składki po to, żeby związać budżet, a nie żeby decydować gdzie i kto ma grać. Po prostu brakuje pieniędzy do funkcjonowania i po to są składki. Gdyby ich nie było, to wszystko powinno wyglądać tak samo: rodzice sio do kawiarni, bo trenerzy się na tym znają. A jeśli rodzice dalej czują się mocni to trampki na nogi i do roboty.
Pana syn chodził na zajęcia Wiślackich Skrzatów, jest to duży plus?
– Jak najbardziej, im szybciej dzieci uczą się funkcjonować w zorganizowanej grupie tym lepiej. Dzięki temu uczą się odpowiedzialności i obowiązków. A po drugie nabywają umiejętności.
Podobno jest spora różnica między „Skrzatami” a innymi chłopcami w grupie, widać to po synu?
– Nie będę oceniał umiejętności które nabywa, tylko popatrzę na to jak funkcjonuje w grupie, bo to mnie najbardziej interesowało. Poszedł do klubu i fantastycznie się w tym odnalazł, potrafi w nim funkcjonować. Sam się w takim środowisku wychowałem i wiem co to znaczy. Chciałbym w nim zaszczepić taką pasję, oczywiście, jeśli będzie nadal chętny.
W tym wieku można mówić o przywiązaniu do barw czy jeszcze jest na to za wcześnie?
– Oni się bardzo fajnie nakręcają, szczególnie po obozach jak wraca do domu to mam dwa tygodnie słuchania przyśpiewek. Widać, że trenerzy również pracują nad tym, aby było przywiązanie do klubu i to jest właściwa droga.
Widać po panu, że piłka juniorska ciągnie.
– W piłce juniorskiej masz 100% świadomości, że kogoś uczysz, dajesz mu umiejętności. Potem widzisz, że w trakcie gry jest to sprzedawane. Z seniorami jest tak, że oni są ukształtowani i więcej masz do zrobienia w głowie i taktyce, a nie w umiejętnościach typu przyjęcie czy podanie. Z młodzieżą widzisz, że uczyłeś kogoś strzału czy zwodu i za chwilę to robi. To jest olbrzymia satysfakcja.
Chyba nie każdy trener w dorosłej piłce tak ma?
– Ja już wszedłem na drogę pracy z seniorami i to nakręca niesamowicie, adrenalina jest ogromna, zupełnie inne emocje. Jednak nie da się żyć bez zainteresowania piłką młodzieżową, bo my z tego żyjemy. Chodzę, oglądam treningi chłopców z Akademii, bo mnie to interesuje.
Rozmawiamy tutaj o przejściach z juniorów do seniorów, a trener przecież sam prowadził, choć krótko, Zagłębie Lubin jako 29-latek. Kilku zawodników było od pana starszych.
– No tak, na przykład Ptak, Świerczewski, Bartczak byli ode mnie starsi. Nie czułem pod tym względem kompleksów, zawodnicy słuchali tak jak trzeba. Nie czułem się niekomfortowo. Oczywiście, oni wiedzieli, że będzie wkrótce Franek Smuda. Ten mecz który prowadziłem przegraliśmy z Arką Gdynia 2:0. Ja miałem relacje z zawodnikami dobre i nie miało to znaczenia, że byłem młodszy. Starali się jak mogli, nie udało się i tyle.
Zmienił się wiek juniora? Kiedyś Włodzimierz Lubański wchodził gdy miał 16 lat i strzelał bramki.
– To jest nie tylko problem piłki nożnej, ale w ogóle sportu w Polsce. Te zagrożenia jak Play Station czy smartfony też dotyczą Polaków. Przez to młodzi ludzie nie garną się do aktywności fizycznej tylko stawiają na wygodę.
Walczy z tym pan jakoś?
– Staramy się, ale to nie jest proste. To jest na tyle skomplikowane, że całe środowisko musi być w to zaangażowane. Nie wolno z tego rezygnować.
W 2012 roku pracując dla reprezentacji Polski mógł pan bliżej poznać Roberta Lewandowskiego. Można się było spodziewać, że aż tak „odpali”?
– Powiem szczerze, że w to, że będzie królem strzelców Bundesligi wierzyłem, ale takich spektakularnych rzeczy jakie robi w ostatnim czasie się nie spodziewałem i jestem z tego dumny, że mogę powiedzieć, że jest Polakiem i mamy tak kapitalnego zawodnika. Cieszę się jak dziecko gdy strzela bramki. W mojej ocenie zasługuje na to, jest według mnie najlepszym napastnikiem na świecie.
Już wtedy miał taką chęć do pracy i rozwijania się?
– Oprócz rozwoju fizycznego przyszły jeszcze umiejętności czysto piłkarskie. To jest właśnie fenomen charakteru Roberta, który zdecydowanie nastawiony jest na swój rozwój i robi to doskonale. Od momentu kiedy przyszedł do Znicza Pruszków to permanentnie się rozwija i to jest fantastyczne zjawisko. Oprócz tego, że trafia na bardzo dobrych fachowców, to jeszcze sam wykonuje ogromną prace. Wydaje mi się, że z roku na rok jest mu coraz trudniej, bo stał się popularny, musi brać udział w różnego rodzaju kampaniach, nie może się skupić tylko na piłce, ale musi być aktywny na innych płaszczyznach. Znosi to godnie i jest wzorcem do naśladowania.
Robert oprócz roku w Legii większość kariery juniorskiej spędził w klubach typu MKS Varsovia. Znaczy to, że wielu utalentowanych chłopaków pochodzi również z małych szkółek, a do dużej trafia się na oszlifowanie?
– Są dwie drogi, można przez mały klub trafić do dużego, albo od razu zacząć w dużym. I tu i tu trenerzy nauczą podstaw. Wiedza i umiejętności trenerów zajmujących się młodzieżą podskoczyły ogromnie, widzę to na bieżąco. Trenerzy coraz lepiej szkolą i nawet jeśli w małych klubach trafi się utalentowany zawodnik i trafi w ręce dobrego trenera to spokojnie może zostać zawodowcem.
Ale zdarzają się przypadki, że trenerzy z małych ośrodków nie chcą wypuścić zawodnika, bo potrzebują go do wyników.
– No i to jest zjawisko które nie zmieniło się od lat i pewnie się nie zmieni. Ludzie chcą wygrywać, zarówno piłkarz jaki i trener. Być może szkoleniowiec za lepsze miejsce w lidze będzie miał jakąś gratyfikację finansową z miasta lub jakieś wyróżnienie w związku. Niestety, wyróżnia się za wynik, ale to może zakłócić rozwój młodego zawodnika i to jest negatywy element.
Patrząc na listę powołanych zawodników to większość reprezentantów Polski wywodzi się z małych szkółek oraz z zagranicy, mało jest zawodników z Legii, Lecha czy Zagłębia.
– Przyszedł taki moment, że zawodowe kluby zaczęły tworzyć akademie i efekty tego dopiero przyjdą. Za kilka lat będzie tak, że w pierwszej reprezentacji oraz w U-21 będą zawodnicy z dużych akademii. Ale to jest ten fenomen sportu, że wszyscy mają jednakowe szanse. Możesz trafić z małego klubu do dużego, rozwijać się i odnosić sukcesy. Sam jestem z małego środowiska i widzę jak dużą popularnością cieszy się piłka nożna, chłopcy się garną do tego. Jest coraz lepiej.