Wiślacki weekend 28-29.09.2024 – wyniki
Basket Hills Bielsko-Biała – TS Wisła Kraków 2 Liga Mężczyzn ...
W czerwcu odbędzie się głosowanie w sprawie Interaktywnego Centrum Historii Wisły Kraków. Pamiętając o swojej historii, dbamy o naszą przyszłość. Nie zapominajmy o tym. Przed Wami kolejny tekst, który ma Was zachęcić do głosowania na ten projekt.
Sześciu piłkarzy Wisły może poszczycić się obecnością w “Klubie Stu”. Jednym z tych graczy jest Artur Woźniak.
Ostatnio zastanawiałem się, czy mógłby teraz ubrać koszulkę „Against Modern Footbal” i pośpiewać coś o przywiązaniu do Wisły wbrew zakazom. Może urwałby się ze szkoły i pojechał na wyjazd do Zamościa, Wodzisławia, albo w jakieś inne bardzo ciekawe miejsce. Piłkarz, któremu żadne zakazy nie mogły odebrać tego, co było dla niego najważniejsze. Gry dla Wisły…
„Wisła Kraków na zakazie…”
Miał czternaście lat, kiedy trafił do Wisły. Jego ówcześni idole zdobywali właśnie pierwszy ligowy tytuł mistrz Polski, a on sam zapewne marzył aby wystąpić kiedyś w koszulce z Białą Gwiazdą. Podobnie jak wielu innych chłopaków w Krakowie w tamtych czasach i dzisiaj. Dla niego i jego rówieśników liczyła się tylko piłka. Dzisiaj powiedzielibyśmy o nich, że żyli swoją zajawką. Tak też właśnie żył Artur Woźniak.
W juniorach terminował cztery lata. Mając osiemnaście lat w 1931 roku zadebiutował w Wiśle. Problem polegał jednak na tym, że oficjalnie w drużynie występować nie mógł… W okresie międzywojennym szkoły średnie (wtedy nazywane gimnazjami) zakazywały grać w piłkę swoim uczniom. I chociaż belfrowie jak jeden mąż na mecze chodzili, to swoim wychowankom nie tyle biegać po murawie nie pozwalali, ale i łamiącego zakaz ucznia mogli ze szkoły wyrzucić. Taki sam los mógł spotkać Artura Woźniaka. On jednak te bzdurne zakazy postanowił po prostu zignorować. Zaczął grać w Wiśle ukrywając się pod pseudonimem Artur.
Idzie nowe
Wisła zdobyła mistrzostwo w 1927 i 1928. Była zdecydowanie najlepszą drużyną ligi, ale nawet takie postacie jak Henryk Reyman, bracia Jan i Józef Kotlarczykowie czy Mieczysław Balcer (piłkarz i lekkoatleta zarazem) wytracili rozpęd. Nastał czas na zmiany pokoleniowe i jedną z nowych twarzy, którą mogli ujrzeć kibice był właśnie „Artur”.
Pierwszy raz na boisko wybiegł 15 sierpnia 1931 w Hajdukach Wielkich by zagrać w przegranym 0-2 pojedynku z Ruchem. Wystąpił na pozycji prawego łącznika ataku (grano systemem 2-3-5) najbliżej Henryka Reymana. Na pierwsze trafienie w trójkolorowych barwach czekał nieco ponad dwa tygodnie. 31 sierpnia Wisła zagrała mecz z Polonią Warszawa. Jak informował „Przegląd Sportowy” Biała Gwiazda wygrała po nieciekawym spotkaniu 3-0. Pierwszego gola strzelił właśnie Artur Woźniak już w trzeciej minucie. Cały sezon 1931 Wisła zakończyła na drugiej pozycji, a nasz bohater zdołał jeszcze raz pokonać bramkarza. 4 października na stadionie poznańskiej Warty jego ofiarą stał się Marian Frontowicz. Woźniak otworzył wynik spotkania w 48 minucie a Krakowianie wygrali 2-1.
Król strzelców
Następny sezon był dla „Artura” o wiele bardziej okazały. Zdobył trzynaście bramek w tym jedną szczególnie istotną. 12 czerwca 1932 Wisła na swoim stadionie grała derby. Co więcej goście przystępowali do tego meczu w roli faworyta, a po jedenastu minutach prowadzili 2-0. Kontaktową bramkę dla Wisły zdobył w dwudziestej minucie niezmordowany lewoskrzydłowy Mieczysław Balcer. Ten sam, który jednego dnia wygrał we Lwowie mistrzostwa Polski w dziesięcioboju lekkoatletycznym, a potem po trzech godzinach odpoczynku strzelił na stadionie Czarnych zwycięską bramkę dla Wisły. Wyrównujący gol na dziewięć minut przed końcem meczu był zasługą Woźniaka, którego po spotkaniu prasa chwaliła za dobrą grę u boku niezmordowanego Reymana.
W sezonie 1933 Artur Woźniak został z dziewiętnastoma bramkami po raz pierwszy królem strzelców, a Wisła uplasowała się na trzeciej pozycji. Miejsce na pudle udało się zająć mimo nieobecności Henryka Reymana, który został wyrzucony z boiska za dyskusje z sędzią w czasie przegranych w kontrowersyjnych okolicznościach derbów i zakończył po nich karierę. I tak „Artur” został jego godnym następcą. Zajął miejsce na środku ataku. Dawno ukończył już wiek gimnazjalny, nie musiał ukrywać się przed szkolnymi problemami, ale nadal był określany w taki sposób. Z przyzwyczajenia. Z przyzwyczajenia strzelał też gole. Pięć razy po jego uderzeniach musiał piłkę z siatki wyjmować bramkarz Podgórza (cały mecz 10-1 dla Wisły), dwukrotnie czynił to golkiper warszawskiej Legii. Ten sierpniowy mecz został określony mianem husarskiego kawału. Grająca na wyjeździe Wisła przegrywała bardzo szybko 0-2, pomimo tego, że była zespołem lepszym od gospodarzy. Być może dzisiaj usłyszelibyśmy, że druga bramka ustawiła wynik meczu, że byliśmy lepsi, ale rywal nas zaskoczył i tak dalej… Wisła postanowiła rzucić się na rywala, zupełnie zignorować ewentualne kontry, postawić wszystko na jedną kartę. I do przerwy był już remis. Kontaktową bramkę zdobył Woźniak, a wyrównujące trafienie było dziełem Stanisława Obtułowicza. Pochodzący z Wadowic napastnik był bohaterem jednego z pierwszych transferów do Wisły. Został pozyskany z Ruchu, dla Białej Gwiazdy zdobył 24 gole. Karierę zakończył w Szczakowiance jeszcze przed wybuchem wojny, a zmarł w Skawinie dwadzieścia cztery lat temu. Miał osiemdziesiąt trzy lata. Wracając jednak do Woźniaka, strzelił on tuż po przerwie zwycięskiego gola dla Wisły. Warszawskie drużyny upodobał sobie szczególnie. Pięć lat później w niemal identycznych okolicznościach (Wisła przegrywała 0-2) strzelał bramki na boisku Polonii Warszawa i Warszawianki, tym samym dając Wiśle wygraną. Wtedy to on już prowadził do zwycięstw swoich młodszych kolegów, był prawdziwym liderem, który koronę króla strzelców założył jeszcze raz w 1937. Cały czas imponował wysoką formą, tylko w 1936 nie udało mu się przekroczyć bariery minimum dziesięciu goli w sezonie. Był liderem nowego młodego zespołu pełnego „łobuzów” pokroju Mieczysława Gracza, którzy wreszcie dla Wisły mieli odzyskać tytuł mistrzowski.
20 sierpnia 1939 Woźniak otworzył wynik meczu z Warszawianką na własnym stadionie. Zrobił to co potrafił najlepiej, resztę wykonali jego młodzi i głodni sukcesów koledzy. Bramka Gracza i dwa gole Władysława Giergiela dały Wiśle zwycięstwo 4-2. Do Ruchu Wisła traciła dwa punkty, ale miała dwa mecze zaległe. Mistrzostwo wydawało się coraz bardziej realne, co więcej mogący się pochwalić ponad stoma zdobytymi w lidze golami Artur Woźniak miał jechać w roku następnym na olimpiadę. Nie pojechał i nie zdobył mistrzostwa. Dwanaście dni po triumfie nad Warszawianką wybuchła wojna…
W okupowanej Polsce
Uczestniczył w kampanii wrześniowej jak wielu innych piłkarzy Białej Gwiazdy. Działał w konspiracji, w czym także nie był wyjątkiem. Dla niektórych z nich zakończyło się to tragicznie. Stefan Reyman aresztowany przez Gestapo zginął w Oświęcimiu w 1941, z kolei Aleksander Pychowski mocno zaangażowany w działalność podziemną popełnił samobójstwo, kiedy SS-mani otoczyli kamienicę w której mieszkał. Bał się, że chodzi im właśnie o niego. Jak się potem okazało, nie on był wtedy przez Niemców poszukiwany.
W czasach pełnych grozy, które my znamy tylko z opowieści dziadków, lub osób jeszcze starszych każdy chciał przeżyć godnie. Pomimo łapanek, egzekucji i aresztowań życie musiało toczyć się dalej. Już w kilka tygodni po wkroczeniu Niemców do Krakowa rozpoczęły się pierwsze konspiracyjne mecze. Od 1940 roku przybrały oficjalną formę mistrzostw Krakowa. Woźniak nie tylko w nich uczestniczył, ale i czynnie włączał się do organizacji tego przedsięwzięcia. Po raz kolejny zrobił coś wbrew zakazom. Tym razem o wiele poważniejszym niż wyrzucenie ze szkoły. Strzelał bramki w meczach, które podtrzymywały poczucie polskości, ale i które każdego z uczestników mogły zaprowadzić pod mur, lub do obozu. Wystąpił też w słynnych derbach Krakowa 17 października 1943. Wtedy w wyniku sprzeczki pomiędzy zawodnikami –a w tych meczach grano zdecydowanie na serio- doszło do awantury kibiców, która przeniosła się aż na Rynek Podgórski. Wydawało się, że konsekwencje będą bardzo poważne. A jednak Niemcy nie interweniowali. Komendantem SS na Podgórzu był wtedy Hans Mitschke były obrońca Vienny. Ponoć miał stwierdzić, że kibice są wszędzie tacy sami i nie nakazał interwencji…
Piłka pozwalała przetrwać, łączyła ludzi w ekstremalnych warunkach. Oprócz meczów w Krakowie Artur Woźniak uczestniczył w spotkaniach międzymiastowych jak na przykład mecz Warszawa-Kraków. Spotkania takie odbywały się kilkukrotnie przy czym raz w Gołkowie koło Piaseczna bezpieczeństwo piłkarzom zapewniali partyzanci.
Sam Woźniak działał aktywnie w konspiracji. Z tego powodu w pewnym momencie stał się celem Gestapo i musiał uciekać z Krakowa. Zamieszkał w Warszawie i tam podczas powstania aresztowali go Niemcy. Został wywieziony do obozu koncentracyjnego w Matthausen-Gusen ze statusem więźnia politycznego. Tam doczekał wyzwolenia w maju 1945.
Powojenne losy
Po wojnie wrócił do Krakowa i jeszcze przez dwa lata grał w Wiśle. Kiedy zawiesił buty na kołku postanowił zostać trenerem. Na początku prowadził na Dolnym Śląsku drużynę Orła Ząbkowice, gdzie pełnił funkcję grającego szkoleniowca. Był również opiekunem piłkarzy Śląska Wrocław i to on właśnie dał jako pierwszy szansę gry Januszowi Sybisowi.
Zasiadł również na ławce Wisły. Nic szczególnego nie osiągnął (prowadził zespól w latach 1956-57), ale należy pamiętać, że jako trener trafił na bardzo podobny okres do tego w jakim znalazł się jako zawodnik. Był to czas przemian w zespole. Pokolenie „Messu” Gracza odchodziło już w niepamięć. Ci którzy trzy razy wygrali ligę ustąpili miejsca młodszym. Taki zespół prowadził Artur Woźniak. I znów nie zabrakło mu fantazji. 19 sierpnia 1956 Wisła grała z Legią w Warszawie. Do przerwy przegrywała 0-5. Trener Woźniak powiedział w szatni swoim piłkarzom żeby się nie załamywali, że przecież można strzelić sześć goli i wygrać. Z taką taktyką na drugą połowę wyszła Biała Gwiazda. I przegrała 0-12. Pol zdobył pięć goli, a Brychczy ustrzelił hat-tricka. Może to i było naiwne, ale jak zawsze Woźniak poszedł pod prąd. I wierzył do końca…
Wykorzystane w tekście fotografie pochodzą ze strony historiawisly.pl