Władek masz warunki na zapaśnika! – Jubilatka we wspomnieniach cz. 9

Źródło: TS Wisła
Data publikacji: 4 kwietnia 2020

Władysław Dzierwa trenował zapasy w wiślackiej sekcji ciężkiej atletyki. Zapraszamy do zapoznania się z jego wspomnieniami, z których dowiecie się gdzie zapaśnicy trenowali w lecie, a gdzie urzędowali w zimie. Jacy dwaj słynni zapaśnicy wizytowali naszą sekcję i czemu Henryk Reyman poprowadził trening drużyny piłkarskiej Podgórza. 

 

– Władek masz warunki na zapaśnika !– powiedział mi (a było to dokładnie lat temu 40) starszy towarzysz pracy, ciężkoatleta Wisły Aleksander Jaworski. Był to doświadczony już ślusarz narzędziowy fabryki Zieleniewskiego (obecnie Zakład im. Szadkowskiego) dokąd ja, żółtodziób, zostałem niedługo po I wojnie przyjęty do pracy w tokarni.

Jaworski jako wybity aktywista PPS wprowadził mnie już do Polskiej Partii Socjalistycznej – tym chętniej więc dałem się wciągnąć do Wisły, która zresztą miała w ówczesnej załodze Zieleniewskiego wielu sympatyków i członków, np. pracował razem ze mną jako ślusarz Józek Kotlarczyk, który w tych latach (1927 rok) już debiutował w ligowej drużynie Wisły, pierwszego wówczas mistrza nowo utworzonej ligi.

Sekcja zapaśnicza Wisły skupiała niemal wyłączenie młodzież robotniczą, a w niej sporo PPS-iaków. Atmosfera była tak przyjemna, niemal rodzinna, że mój patron Aleksander Jaworski nie musiał mnie wcale pilnować bym pilnie chodził na treningi, a trasę miałem nielichą! Z pracy na Grzegórzkach do domu w Podgórzu, stąd zaś pędem na stadion Wisły. Szło się w trampkach, często biegiem na wyścigi z tramwajem, bo na sam tramwaj nie było z biednej terminatorskiej kieszeni grosza. I tak po godzinnym marszobiegu docierał człowiek na stadion, gdzie za trybuną rozłożona była już mata.

Dyrygował tutaj założyciel sekcji i zarazem trener, świetny ciężkoatleta Franciszek Pawlikowski. Kto się spóźnił, nie miał prawa dostać się na matę. Starsi zawodnicy bywali wcześniej by przysposobić wszystko do treningu. Rej wodził malarz Mietek Tylko, zwany popularnie „Tatą”. Wielkim zaszczytem dla mnie była możliwość próbowania sił w treningowej walce z Władkiem Bajorkiem, który już był na najlepszej drodze do zdobytego 2 lata potem (1928 r.) tytułu wicemistrza Polski. Nieraz byłem w strachu o swój kark ale Włodek w trakcie walki uspokajał mnie: „Wytrzymaj jeszcze trochę, wytrzymaj! Ja wiem, kiedy cię puścić”.

Władysław Bajorek 

Zimą miałem na treningi bliżej, bo odbywały się one w Podgórzu przy placu Serkowskiego w salce Kasy Chorych, udostępnionej dla wiślaków przez ojca Aleksandra Jaworskiego (był wtedy dyrektorem podgórskiego oddziału Kasy). Czasem też mieliśmy zaprawę w szkole przy ul. Wąskiej. Dla zahartowania nacieraliśmy się śniegiem, budząc takim „wyczynem” ogólne zainteresowanie.

Wielką atrakcją dla nas, młodych adeptów sportu zapaśniczego, bywały zawody propagandowe organizowane przez ruchliwe kierownictwo sekcji. Pamiętam takie zawody urządzone przed koszarami na Łobzowie. Służyło tam w wojsku sporo Ślązaków, wśród nich zapaśnicy z którymi stoczyliśmy walki pokazowe. Wokół maty rozłożonej przy ulicy na trawniku, gromadziło się wielu przechodniów dopingujących zapaśników Wisły. Często zawody takie odbywały się przed meczami piłkarskimi. – „Dobrze dzisiaj Włodziu walczyłeś” – pochwalił mnie po takiej imprezie na boisku Makkabi trener Pawlikowski. Możecie sobie wyobrazić jaki dumny wracałem do domu! Dumny byłem i ja i wszyscy koledzy także wtedy, gdy odwiedził sekcję Wisły podczas treningu najsłynniejszy polski zapaśnik wszystkich czasów Zbyszko Cyganiewicz. Gościliśmy także drugiego asa światowego zapaśnictwa – Mariana Szczerbińskiego, który walczył pod pseudonimem „Zbyszko IV”.

Stanisław Zbyszko Cyganiewicz 

W ciągu tych dwóch lat 1926-27 zetknąłem się z tak znanymi zapaśnikami Wisły jak Emil Gros, Tadeusz Rydel, Kmiecik – mistrz Polski Marynarki Wojennej i Rusek, z którym jeszcze po tej wojnie – dla celów propagandowych – mocowałem się w sali WKZZ przy Rynku Głównym.

Ciężkie, przedwojenne warunki bytowe niestety nie pozwoliły mi na dłużej kontynuować zapaśnictwa, które związało mnie na zawsze sympatią z Wisłą. Byłem więc już „zabitym” wiślakiem, kiedy niedługo potem – już jako piłkarz KS Podgórze – zetknąłem się osobiście z ludźmi, których dotychczas znałem tylko z widzenia. Na boisku Podgórza zjawili się prezes TS Wisłą dyr. Orzelski, członek zarządu p. Dyras i bożyszcze wszystkich polskich piłkarzy, kapitan ligowej Wisły – Henryk Reyman, który miał społecznie prowadzić trening naszej dzielnicowej drużyny. Jakiż byłem szczęśliwy słysząc pozytywne uwagi o mojej grze, a uścisk dłoni słynnego Reymana, z którym po wojnie miałem zaszczyt zasiadać w zarządzie TS Wisła, pamiętam do dziś. I do dziś pamiętam numer mojej pierwszej wiślackiej legitymacji: 164. Dziwnym zbiegiem okoliczności ten sam numer znalazł się na mojej legitymacji członka zarządu TS Wisła w 20 lat potem już w Polsce Ludowej!

Władysław Dzierwa

 

Wspomnienia nadesłane na konkurs tygodnika “TEMPO” oraz TS Wisła Kraków z okazji 60-lecia Białej Gwiazdy.

Zachowana pisownia oryginalna.

Zdjęcia: historiawisly.pl , NAC