Weekendowe granie siatkarek Wisły 12-13.10
W miniony weekend siatkarki Wisły Kraków zagrały w rozgrywkach 2 Ligi Małopolskiej...
Dziś mijają dwie dekady od zdobycia przez piłkarzy Wisły mistrzostwa Polski w sezonie 1998/1999.
8 maja 1999 roku Biała Gwiazda pokonała na własnym stadionie GKS Bełchatów 4-0, a tym samym na pięć kolejek przed końcem sezonu zapewniła sobie szóste w swojej historii mistrzostwo Polski.
Wydarzenie to było o tyle wyjątkowe, że piłkarze z Reymonta odzyskali krajowy czempionat po dwudziestu jeden latach. Po ostatnim mistrzostwie zdobytym w 1978 roku Wisła zaliczyła jeden z najtrudniejszych okresów w swojej historii. Zawodnicy Wisły zaliczyli dwa spadki z ekstraklasy (w 1985 i 1994 roku), wałęsali się w środku tabeli, o dawnych sukcesach kibice zaczynali powoli zapominać. Na trybunach coraz częściej dało się usłyszeć piosenkę „Słuchaj Jezu jak Cie błaga lud, zwróć Wisełce mistrza Polski zwróć.” Generalnie nie było zbyt ciekawie… Dopiero inwestycja w klub Bogusława Cupiała dokonała wręcz metaforycznie określając przewrotu kopernikańskiego na Reymonta. Transfery poczynione na początku 1998 roku pozwoliły na zbudowanie drużyny, która w przeciągu siedemnastu kolejek potrafiła awansować z czternastego miejsca (ostatniego bezpiecznego w tabeli) na trzecią lokatę i wywalczyć sobie prawo gry w europejskich pucharach.
Latem 1998 roku odbywały się we Francji mistrzostwa świata w piłce nożnej. Wizytujący wówczas kraj nad Sekwaną włodarze Wisły zdecydowali się na zatrudnienie nowego trenera, którym został Franciszek Smuda. Szkoleniowiec wprowadzający dwa lata wcześniej do Ligi Mistrzów łódzki Widzew, miał pod Wawelem jedno zadanie-zbudowanie prawdziwego dream-teamu, który zapewni krakowskim kibicom mistrzostwo Polski już w najbliższym sezonie.
Jednym z pomysłów Smudy było zakontraktowanie pod Wawelem Marka Citko. Piłkarz, który zdobył serca kibiców z całej Polski występując w Widzewie, wracał do siebie po ciężkiej kontuzji. Popularny Franz miał nadzieję, że pod Wawelem odzyska on dawną formę i wydatnie pomoże drużynie. Citko trenował z Wisłą dwa miesiące, wziął udział nawet w sesji zdjęciowej drużyny w koszulce z Białą Gwiazdą na piersi, finalnie jednak krakowscy decydenci nie zdecydowali się na zakontraktowanie go przy Reymonta. Równolegle do Wisły trafił inny wychowanek Jagielloni Białystok z rocznika ’74 czyli Tomasz Frankowski. Początkowo występujący w sparingach w koszulce nieuczestniczącego w obozie piłkarza rezerw Adama Paluszka okazał się transferowym strzałem w dziesiątkę, bo we wszystkich ligowych występach zdobył dla Wisły 115 goli, co daje mu trzecie miejsce w klasyfikacji najlepszych strzelców ligowych Wisły. Zadebiutował 2 sierpnia 1998 roku w meczu drugiej kolejki przy ulicy Konwiktorskiej w Warszawie. Wszedł na plac gry w 76 minucie, by po 60 sekundach trafić do bramki Polonii, której strzegł Maciej Szczęsny. Wisła pokonała wówczas Czarne Koszule 3-1, a golkiperem jedenastki spod Wawelu był Jakub Wierzchowski. Drugi z letnich transferów Wisły bramkarz obronił wówczas dwa rzuty karne, nie udało mu się jednak wygrać ostatecznie rywalizacji z Arturem Sarnatem i po sezonie opuścił Kraków. Odszedł do Ruchu Chorzów, gdzie pokazał, że jest naprawdę dobrym zawodnikiem. W 2001 roku wyjechał do Werderu Brema, potem występował między innymi w Wiśle Płock.
Wisła od początku sezonu zdecydowanie dystansowała konkurentów. Pierwszą porażkę Biała Gwiazda poniosła dopiero w zaległym meczu trzeciej kolejki z Zagłębiem Lubin na własnym stadionie, który rozegrano po zakończeniu rundy jesiennej. Na półmetku sezonu Wisła miała 40 punktów i 10 oczek przewagi na wiceliderem czyli Lechem Poznań, a podopieczni Franciszka Smudy zdeklasowali chociażby przy Reymonta warszawską Legię, wygrywając 4-1 (na zdjęciu tytułowym fotografia z tego spotkania).
Zimą dokonano kilku roszad w składzie. Pod Wawelem zameldował się chociażby późniejszy idol publiczności Olgierd Moskalewicz. Podobnie jak jesienią krakowski zespół wygrywał niemalże wszystkie spotkania. O tytule miał zadecydować mecz z GKS-em Bełchatów. W sobotę 8 maja doszło do najbardziej wyczekiwanego meczu w Krakowie od lat. Wisła, aby zapewnić sobie mistrzostwo musiała wygrać z walczącym o utrzymanie GKS-em Bełchatów. Niby nic prostszego, a jednak… Do 69 minuty wciąż był bezbramkowy remis. Wtedy to niefortunna interwencja Piotra Szarpaka obrońcy GKS-u zakończyła się golem samobójczym. Worek z bramkami się rozwiązał, a podopieczni Smudy strzelili jeszcze trzy gole. Najpierw dwukrotnie Jarosława Krupskiego pokonał Tomasz Frankowski (72 i 73 minuta), a kropkę nad i postawił Daniel Dubicki w 80 minucie. W pozostałych do końca sezonu pięciu meczach Wisła nieco odpuściła: raz przegrała, trzykrotnie zremisowała, ale w kończącym sezon meczu z Pogonią znowu pokazała klasę wygrywając 4-0. Drugi w tabeli Widzew miał do Białej Gwiazdy siedemnaście punktów straty.